Szczecin

Czy często i chętnie wracacie do miejsc, w których się urodziliście i dorastaliście? Jeśli tak to jakie są wtedy Wasze emocje? Czy odkrywając dawne miasto na nowo odczuwacie smutek i nostalgię czy raczej radość i szczęście? Czy w swoim mieście można poczuć się obco? Tego dowiecie się czytając mój nowy wpis o ukochanym mieście Szczecin. Inspiracje zaczerpnęłam od niejakiego pana Ryszarda Tokarczyka, którego fragmenty filozoficznych tekstów udało mi się znaleźć w zbiorze fenomenalnych komiksów, o których opowiem Wam więcej już niebawem. Póki co delektujcie się niedzielą i zapnijcie pasy, bo  zabieram Was w sentymentalną podróż do macierzy.

Będąc w moim rodzinnym Szczecinie żyję wspomnieniami. Odwiedzam miejsca mi bliskie, by przywołać dawne emocje. Przechadzam się po odnowionych ulicach próbując zrozumieć zmieniony charakter mojego niegdyś miasta. Historia wyrzuca ludzi niczym rozbitków z tonącego okrętu przez co nikt (prócz bliskiej rodziny) już o mnie nie pamięta. Dawne przyjaźnie są jak stare książki, wepchnięte do wielkiego kartonu, który kurzy się i niszczeje. Kilka się ostało, ale większość gdzieś uleciała. Powstaje w mieście mnóstwo monumentów nieustannej gonitwy za celem doczesnym (fragment: R.Tokarczyk ”Widma szczecińskie”). Nieznani mi ludzie biegają w te i we wte po sklepach, a sam Szczecin (w godzinach szczytu) stoi w ogromnym korku. Dawne nauczycielki pomarły, lub zestarzały się tak okrutnie, że ledwo rozpoznaje je  na ulicach. Przypominają mi się nagrody, które dostawałam od nich na koniec roku – jako dowód mojej sumiennej, całorocznej pracy. Teraz leżą gdzieś u rodziców na strychu i czekają aż zainteresują się nimi moje dzieci. Obrazy, które niegdyś tkwiły mocno w mej pamięci dziś powoli już się zamazują. Niektóre historie dopowiadam sobie sama, czasami nadając im świeżej narracji. Tylko ludzie, którzy spędzali ze mną wtedy czas  dobrze wiedzą jak uporządkować moje podziurawione myśli. Przyznam, że chętnie powracam do tych naszych rozmów popijając małą czarną w jednej z ulubionych kawiarni. Wędrując po mieście trafiam na mniej lub bardziej sentymentalne krajobrazy. Na widok starej podstawówki cieszę się jak dziecko, niechętnie jednak wspominam dwujęzyczne liceum. Często też nie czuje nic – szczególnie wtedy, gdy stoję przed nowoczesnym i szklanym budynkiem, który powstał, gdy akurat opuszczałam kochaną metropolie. Dlatego w takich momentach jak ten czuję się niezmiernie obco i uciekam do bardziej znanych i wydeptanych mi ścieżek.

Tak samo jak pan Tokarczyk kocham to miasto –  zarówno gdy świeci słońce, jak i pada deszcz. Podobnie jak on przyglądam się kałużom szukając w nich rzeczywistych odbić. I pomyśleć, że jeden punkt przecięcia współrzędnych w kosmosie spowodował, że ktoś z kimś się spotkał i przeżył z nim piękne chwile. A teraz kiedy uzbierała się ich pełna siatka porządkuje je w swojej głowie, by móc znów do nich powrócić.

Dla mnie sentymentalne twierdze to dom rodzinny, podstawówka, piekarnia Filipinka z najlepszymi drożdżówkami w mieście, Park Kasprowicza z Hasiorami i Pomnikiem Trzech Orłów, dawne mieszkanie przy ul. Przyjaźni, cukiernia Duet przy Placu Bogusława, działka na Krzekowie i Pasztecik na Wojska Polskiego. Dodatkowo kino Kosmos, w którym teraz odbywają się różne wydarzenia kulturalne (przedstawienia, koncerty, konferencje), kino Pionier, Koguciki na Bramie Portowej i wiele wiele innych. I choć wielu tych miejsc już nie ma – ja i tak chętnie powracam do nich myślami.

Zachęcam Was do obejrzenia krótkiego filmiku o Widmach szczecińskich. Mnie komiks powalił  sentymentalizmem, pięknymi ilustracjami i filozoficznymi tekstami. Może i Wam się spodoba i to skłoni Was do odwiedzenia Waszych miast rodzinnych?

Pomyślcie wtedy o mnie 🙂 i o miejscach widmach, które istnieją tylko w Waszej pamięci.

Ps: Ilustracje, którymi się posłużyłam należą do pana Wojciecha Ciesielskiego.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *