
Dzisiejszej nocy nie mogłam zasnąć, więc chodziłam po ciemnym pokoju. Niebo było czarne i nieprzyjaźnie spokojne. Jak nigdy. Coś wewnątrz mnie nie pozwalało mi zmrużyć oka, więc wyszłam z pokoju do kuchni i zaczęłam myć brudne naczynia. W pewnym momencie usłyszałam okropny huk i odruchowo wyjrzałam przez okno. Z oddali wyłaniały się złowieszczo krążące samoloty. Coraz bliżej dało się słyszeć ich ciężki warkot oraz huk kolejnych rakiet uderzających w cywilne budynki. Wydawało mi się, że przez chwilę widziałam niewielki czołg spokojnie przejeżdżający przez naszą ulicę, więc zaczęłam obmyślać plan obrony.
”Atakujcie wroga koktajlami Mołotowa” – przypomniał mi się piątkowy komunikat władz i od razu wraz z synem siedliśmy do komputera. Na oficjalnym profilu Facebooka ukraińskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych opublikowało instrukcje sporządzenia butelek zapalających. Na grafice z wizerunkiem butelki widzimy napis: Przygotowujemy się, a pod spodem przepis na koktajl i niezbędne do niego składniki.
”Zrób koktajle Mołotowa i zneutralizuj okupanta” – czytamy na stronie, po czym ja daje synowi klucz do piwnicy.
– Mamo ile mam wziąć tych butelek!!! – krzyczy podekscytowany, a ja każe mu sięgnąć po pierwsze dziesięć.
Przez chwilę patrzę na syna, który stawia na stół ciemne flaszki i zaczynam się bać. To pewne, że czeka go pobór, bo ma ukończone osiemnaście lat.
W mieście słychać alarmy przeciwlotnicze, ochotnikom wydawana jest broń. Słuchać ostrzały i lecące bomby na budynki miasta. Martwe ciała rosyjskich i ukraińskich żołnierzy piętrzą się na chodnikach, giną sabotażyści. Nie można już wyjechać z miasta, bo teraz trzeba zebrać ludzi, którzy pomogą odeprzeć atak nieprzyjaciela. Ukraiński prezydent Załenski apeluje o pomoc. Liczy na wsparcie europejskich państw.
Duch walki rośnie, wojsko osłania miasto, cywile czekają na znak.
W powietrzu czuć zapach grozy, cierpią niewinni ludzie.Wojenny brzask.
Tak mi smutno, że to się dzieje naprawdę…