W małym świecie

Leżymy razem w białej pościeli. Tylko on i ja. Jest wcześnie rano. Za oknem słychać szczekanie psa i ćwierkanie ptaków. Widzę przez okno jak ludzie spieszą się do pracy oraz jak od czasu do czasu pogwizduje dozorca. Czemu on taki zadowolony, nie wiadomo. Przeważnie ma zły humor, do nikogo się nie odzywa i krzyczy na dzieci, które ganiają wokół osiedlowej doniczki z rabatkami.

Kiedy to wszystko wokół mnie się dzieje, ja mam czas na to, by poprzyglądać się mojemu niedawno narodzonemu synkowi. Codziennie budzimy się o tej samej porze – czule się przytulając. Czuje jego ciepło, bicie jego małego serduszka, ciepły oddech wydobywający się z malutkich usteczek. Jego malutkie rączki obejmują mnie delikatnie i przytulają do jego malutkiej piersi. Ta  metafizyczna bliskość cieszy mnie tak bardzo, że z tej euforii, jestem w stanie wspiąć się na sam sufit i bez problemu po nim chodzić. A kiedy już się zmęczę, przysiadam na chwilę i przyglądam się z góry, jak mój mały bobas ściska w rączkach gumową piłeczkę. W takich momentach jak ten – nie ma rzeczy niemożliwych, a wszelkie ograniczenia siedzą tylko i wyłącznie w naszych głowach.

Twoje małe oczka ufnie mi się przyglądają i cieszą się  kiedy jestem blisko. Twój uśmiech mnie zachwyca. Jest jak dopiero co odnaleziony klejnot. I sama nawet myśl o tym, że mogłoby cię kiedyś przy mnie zabraknąć, napawa mnie smutkiem i melancholią. Wiem jednak, że taki czas na pewno kiedyś nastąpi.

Duży kwadratowy pokój, twoja pościel w biało niebieskie gwiazdki, a nad głową wielki piękny kryształowy żyrandol, a w nim posrebrzane łezki. Na ziemi leży biały, kwadratowy dywan, utkany ze srebrnych niteczek, a na samym końcu małej niteczki srebrna gwiazdeczka. I każda ta gwiazdeczka jest innego kształtu i koloru. W słońcu pięknie się mieni, w nocy odbija światło księżyca. W pewnej chwili odłamuję jedną z gwiazd i przyglądam się w niej jak w lustrze. Zmieniając jej pozycję po kilku sekundach dostrzegam odbicie małej, okrągłej, ukochanej główki oraz malutkie rączki na pościeli. Wygląda na to, że malec sobie śpi i o czymś sobie śni. Po godzinie słyszę, że się budzi. Z oddali wydobywa z siebie dźwięki, coś podobnego do gaworzenia. Jego śliczne niebieskie oczy skierowane są na jedną z kryształowych łez na żyrandolu. Ze zdziwienia lekko rozchyla usta, po czym ogarnia go fala zachwytu  i jego małe źrenice rozszerzają się. Nie kryjąc zadowolenia, oddaje się obserwacji cudeńka, które wisi przy suficie. Onieśmiela, a zarazem interesuje go fakt, że tak wiele rzeczy wokół niego tak  pięknie się błyszczy. Kiedy na niego patrzę, to uświadamiam sobie, że chwile takie jak ta, są ulotne. Jak dorośnie, nie będzie potrzebował moich błękitnych łapaczy snów, delikatnie zwisających nad jego drewnianym łóżeczkiem. Pościel jak ocean, a my niczym rozbitkowie na tym kawałku ziemi, oddajemy się kontemplacji.

Dzisiaj będziemy sobie siedzieć cały dzień w pościeli. Będę dziś liczyła twoje malutkie paluszki i całowała je – jeden po drugim. Twoje malutkie rączki i nóżki owinę w cieniutką kołderkę, a gdy tylko zmorzy cię sen, przysnę razem z tobą. I żaden dozorca nie będzie w stanie zburzyć nam tej popołudniowej drzemki.

Nie ma bardziej rozczulającego widoku niż malutkie dziecko przy matce. Każdego dnia przepływa przez ten pokój tak wielka fala miłości, że nie da się tego opisać. I kiedy tam sobie spokojnie siedzę i rozmyślam, co dalej robić z moim dotychczasowym życiem, nagle słyszę cichutkie ,, MAMA’’. Cichutkie mama mówione przez sen.

Malutki pępek

Malutka małżowina uszna.

Malutkie dziurki w nosie.

Małe potrzeby. Malutki świat zamknięty.

Za to dużo miłości.

Za oknem ptaki i oczko wodne, przyroda zbudzona z zimowego snu, spokojny oddech, błękitne niebo, kilka drzew rzucających delikatny cień na nasze okno. Zielony równo przystrzyżony trawnik, którego będziesz mógł niebawem dotknąć swoimi malutkimi stopami – gdy tylko nadejdzie lato. Nie mogę się tego doczekać. Nie mogę doczekać się chwili twojego raczkowania, twoich pierwszych zębów i kolejnego słowa MAMA.

Mama, mamusia, mamusieńka.

Błękitne firany falują w rytmie dziecięcej muzyki. To do Mozarta w tonacji C dur. Na drugim planie cymbałki i śmiech malutkich dzieci. Patrzę jak ssiesz kciuk i nie mogę oderwać od Ciebie oczu. Twój uśmiech działa na mnie jak magnetyzm. Od razu chcę cię całować i głaskać. Jesteś tak pocieszny, taki pogodny chłopiec, że na sam twój widok – cała moja  twarz uśmiecha się i promienieje. Założę ci bluzeczkę z samochodem i spodenki w kratę. Otulę cię cieniutkim kocykiem, gdy będziesz spał. Kupię ci sandałki na lato, gdy tylko zaczniesz chodzić, a potem krem przeciwsłoneczny. I koniecznie czapkę z daszkiem.

Pewnie już niebawem trzeba będzie zmienić gondole na spacerówkę. No i muszę też wybrać jakiś ładny obrazek na ścianę do twojego pokoju. Najlepiej z jakimś męskim akcentem. Z morskim albo kolejowym  po którymś z dziadków.

A w przyszłości jak już dorośniesz, pójdziemy sobie razem  do jakiegoś fajnego baru i napijemy się torfowej whisky.

 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *