Dom rodzinny

Zawsze kiedy tam jestem, nie dostrzegam magii tego miejsca. Dopiero po kilku miesiącach dociera do mnie fakt, że często powracam myślami do chwil kiedy tam ostatnio byłam. Do zbliżającej się burzy i deszczu, do rodziców szykujących się na imprezę do znajomych, do grającego w tle telewizora.

Siedzę sobie wtedy na schodach i patrzę na rodziców, jak dokonują ostatnich przygotowań przed wyjściem. Ojciec doprasowuje swoją koszulkę polo, a mama perfumuje się fioletowym flakonikiem z napisem Alien. Wiem, że jak wyjdą, zrobię sobie porządną godzinną kąpiel, a potem zajrzę do lodówki wypchanej po brzegi słoikami. Tam doszukam się zimnej galarety z kurzych albo świńskich nóżek. Za każdym razem, kiedy jestem u rodziców w domu, robię przegląd ich szmat w zlewozmywaku. Szmaty te są starannie przeglądane przez mojego ojca. Kiedy zaczynają brzydko pachnieć, wrzuca je do garnka i gotuje. To jego rytuał. Po jakimś czasie pojawiają się w tych szmatach małe dziury, więc wtedy, kiedy akurat jestem w domu, wyrzucam je do śmieci. Tata by je jeszcze z kilka dni reanimował, ale ja się jakoś nie mogę powstrzymać i wymieniam je na nowe.

Kuchnia posiada dwie zwisające lampy, które wieczorem nie dają dużego światła, lecz raczej się tlą. Kiedy człowiek jest zmęczony i siedzi przy takim świetle – nabiera jeszcze większej chęci na spanie.

W dużym pokoju jest charakterystyczny obraz przedstawiający płonącą Pleciugę. Pleciuga to słynny szczeciński teatr lalek, który zmienił swoją starą siedzibę i w chwili obecnej znajduje się w nowym budynku. Autor obrazu przedstawia płonący stary budynek Pleciugi wokół którego stoją złowieszczo patrzące lalki, wściekłe na sprawce pożaru… Ich demoniczne spojrzenia długo pozostają w pamięci. Śmieszne, bo kiedyś ten obraz moja mama kupiła za bezcen. Artysta, który ten obraz namalował, dopiero co wchodził na rynek i swoje dzieła sprzedawał za małe pieniądze. Dziś po kilkunastu latach ten sam obraz kosztowałby na pewno trzy razy tyle. To uświadamia mi tylko to, że ludzie , którzy kiedyś byli nowicjuszami w zawodzie, dziś mogą robić zawrotną karierę.

Miejsca, które kiedyś odwiedzałam, dawno już nie istnieją. Za czasów studenckich, na placu Bramy Portowej, znajdowała się restauracja, w której mieli najlepsze ciabatty z kurczakiem. Teraz znajduję się w niej Pijalnia Czekolady Wedel. Po nocnych eskapadach chodziło się do Kogucików (budki z jedzeniem, głownie z kebabami przy Bramie Portowej) i wybierało się najbardziej tłustego kebaba jaki był. Do tego zapijało się to niezdrową coca colą i gadało ze znajomymi.

Charakterystycznym miejscem Szczecina był dawniej Grzybek (okrągły budynek na Bramie Portowej ), w którym kupowałam bilety MZK. Jego też już niestety nie ma.

Nie ma tez znajomych z przeszłości. Rozpłynęli się po innych miastach w poszukiwaniu miłości, pracy, nowych doświadczeń. Nasze drogi rozminęły się, kiedy wyjechałam ze Szczecina i sama założyłam rodzinę. Ci, którzy tutaj zostali, z biegiem czasu, przestali się ze mną spotykać. Ot tak bez powodu,więc  taka jest  chyba kolej rzeczy.

Dlatego tak ważne jest, kiedy dom do którego wracamy, pozostanie niezmieniony. Zawsze kiedy go odwiedzam, wiem co zastanę. Te samą kanapę, te same obrazy, ten sam niezmienny klimat. Filiżanki z różą – serwis kawowo obiadowy, który rodzice mają od ślubu. Sztućce, które tata kupił będąc na doktoracie w Odessie, czerwone kieliszki do szampana.

W żółtym pokoju znajduje się stare łóżko na którym spał dawniej mój brat w okresie młodzieńczym.W zielonym pokoju, na jednym z regałów, stoją moje podręczniki z chemii i fizyki oraz pomarańczowa książka z biologii, z której czerpałam wiedzę na temat pierwotniaków.

I piękne w tym wszystkim jest to, że jak dzisiaj tam pojadę – znajdę ją dokładnie w tym samym miejscu na które ją położyłam, mając zaledwie 16 lat.

Mój dom rodzinny, skarbnica wspomnień, źródło natchnienia, moja beczka sentymentów.

Raj do którego często wracam myślami…

2 komentarze

  1. Piękny tekst. Z taką czułością piszesz o domu rodzinnym. Jest mi to bliskie ze względu też na miasto, z którego obie pochodzimy. Też zauważam, że nie ma miejsc, które kiedyś były oczywistością. Nie ma znajomych, z którymi dzieliłyśmy codzienność. Ale doskonale pamiętam kuchnię u Twoich rodziców, w której spędziłyśmy całkiem sporo czasu. Dziękuję Ci za tę sentymentalną podróż.

    Magda
    1. Cieszę się, że podoba Ci się ten tekst. Rzeczywiście, zawsze kiedy pomyślę o domu rodzinnym mam przed oczami tylko sentymentalne obrazy. Rzadko bywam w rodzinnym mieście, bo nie jest mi po drodze. Mam nadzieję, że uda nam się jeszcze spotkać u rodziców w kuchni, wypić dobrą kawę i trochę powspominać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *