Moje dzieci urodziły się w czasie, kiedy internet istniał już od dawna, a posiadanie telefonu komórkowego czy laptopa, było czymś oczywistym. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że technologia musi iść cały czas do przodu, że przed tym nie uciekniemy i trzeba się z tym zmierzyć. Zastanawia mnie tylko sam fakt, czy życie przed internetem, przed tym boomem komórkowym, nie było jakościowo lepsze niż teraz? Czy świat, w którym żyjemy obecnie przez całą tą nieszczęsną cyfryzację nie opiera się na korzystaniu z zabawek, które pochłaniają nasz cenny czas? Czy tego czasu nie mamy coraz mniej? Czy nie brakuje nam życia opartego na uważności, skupionego na esencjonalizmie? Czy nie spędzamy zbyt wiele chwil naszego życia na mediach społecznościowych, zamiast po prostu spotkać się twarzą w twarz z drugim człowiekiem?

Zauważyłam w klasie mojej 10 letniej córki pewien paradoks. Dzieci chętnie spotykają się ze sobą, ale w wielu przypadkach tylko po to, by po godzinie zwykłej zabawy klockami czy lalkami, spędzić kolejne dwie lub trzy godziny przed komputerem na graniu. Co lepsze – samo spotkanie się z koleżanką, tylko w celu zabawy, nie jest już niczym atrakcyjnym. Atrakcyjne jest bycie na wysokim levelu w grze, w którą wszystkie dzieci grają a co lepsze, posiadanie coraz to więcej dóbr materialnych, które nasze dzieci kupują za realne pieniądze. Mam tutaj na myśli nowe ciuchy, nowe pozy, nowe domy, samochody- kupowane dla postaci, którą jesteśmy w grze. Gry, które na pierwszy rzut oka instalujemy za darmo, wyciągają z nas sporo kasy – tylko po to, byśmy byli level dalej od naszego kolegi czy koleżanki lub byli lepiej ubrani niż on.

Staram się na to wszystko patrzeć trzeźwym okiem, nie ograniczać córki w kontaktach z rówieśnikami. Pozwalam spotykać jej się w wirtualnym świecie i grać. Sprawdzam jednak wcześniej w co moja córka gra, określam ramy czasowe w jakich ma się zmieścić, żeby się nie uzależnić. Nie pozwalam siedzieć przed kompem codziennie, tylko w weekendy i ustalam na to 2 max 3 godziny w ciągu dnia.

Do komórki ma ograniczony dostęp. Nie ma jej cały czas pod ręką, a już na pewno nie ma jej przy sobie kiedy się uczy. Przeważnie leży gdzieś schowana w moich ciuchach, albo w szufladzie. Dostaję ją za prośbą i oddaje na moją prośbę. Na razie taki model działa i mam nadzieję, że będzie działał jak najdłużej.

Staram się opierać moją relację z córką na zaufaniu. Nie chcę żeby używała komórki po kątach, w stresie. Chce aby korzystała z niej jawnie i oddawała mi ją dobrowolnie. Nie ustawiam blokad, bo na razie wiem z czego ona korzysta. Jeśli będzie się chciała czegoś dowiedzieć np.o sexie, chętnie odpowiem jej na każde pytanie. Nie chcę żeby wiedzę o wychowaniu seksualnym czerpała z internetu, z youtuba. Treści, czy obrazy, które tam można znaleźć są zbyt krzykliwe i przejaskrawione. To nie jest realne życie. Tutaj do filmu czy do artykułu wszystko jest udawane, podkolorowane. Nie chcę żeby moja córka żyła w takim świecie. Podsunęłam jej kilka ciekawych książek o dojrzewaniu. Jedną książkę już częściowo przerobiłyśmy, zadawała pytania. Na chwilę obecną widzę, że jej ciekawość została zaspokojona.

Traktujemy internet jako źródło wiedzy i rozrywki. Oglądamy film, bajki, często bardzo pouczające, korzystamy z programów z których można się wielu ciekawych rzeczy dowiedzieć. Nie zapominamy o tym aby wspólnie spędzać czas na innych aktywnościach. Wspólnie czytamy, jeździmy na rowerze, chodzimy na spacerze, gramy w gry planszowe, piszemy opowiadania, malujemy. Staramy się żyć blisko natury, tym bardziej, że mieszkamy koło lasu. Uwielbiamy z córką fotografować. Najbardziej chyba ludzi i otaczającą nas naturę.

Nie demonizujemy życia w cyfryzacji, tylko umiejętnie z niego korzystamy.

Czas w którym się urodziłam, w latach 80- tych, dawał nam inne możliwości niż te, które mają teraz nasze dzieci. Za dzieciaka biegało się więcej po podwórku, kolekcjonowało się naklejki, chodziło się do domu na oglądanie bajek czy filmów. Nie miało się komórki. Był komputer – u mnie akurat Atari 130xe, ale wiem, że wielu ludzi szczególnie ze starszych roczników miało słynne commodore 64. Na wgraną grę czekało się sporo czasu, a kiedy już mogliśmy ją w końcu odpalić, byliśmy tak podjarani, że wiedziało o tym całe piętro.

I co by nie mówić – były to piękne czasy, dające nam wiele swobody i kreatywnego działania. Był czas na nudę, był czas na dzieciństwo.

Sama z siebie staram się wpływać na rozwój mojej córki. Ma wiele szczęścia,bo mieszka w zamkniętym osiedlu i może swobodnie bawić się z koleżankami na podwórku.

Widzę ją z okna, jak bawi się koło oczka wodnego, albo jak biega wokół drzew i że sprawia jej to wiele radości. A kiedy wyczerpana po kilku godzinach wraca do domu, chwalę ją za to, że spędziła czas na świeżym powietrzu. Jest to bardzo ważne w dzisiejszych czasach – tym bardziej, ze zabawa na podwórku nie jest już taka oczywista.

I jeszcze jedno, już na sam koniec: Kiedy byłam dzieckiem miałam mieszkanie na 6 piętrze i mama zrzucała mi z niego różne zabawki, pieniądze w pudełku do zapałek – tylko po to, żeby nie musieć jeździć windą w tę i we w tę – za mało istotnymi sprawami. Pół dzielnicy widziało, że mam w domu obiad, bo mama wzywała mnie na niego z okna. Do tych czasów podchodzę bardzo sentymentalnie, ale sama tak nie postępuję. Żyjemy w świecie cyfryzacji, więc tutaj akurat pomocne wydaje się wysłanie zwykłego SMS lub wykonanie telefonu. Dzięki takim rozwiązaniom unikniemy komunikacyjnych nieporozumień, a przede wszystkim oszczędzimy dziecku przysłowiowego ,,Obciachu’’.

Wszystko jest dla ludzi i tyle w temacie.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *