Całowaliśmy się pod jemiołą wdychając zapach świeżej choinki. Około piątej wyglądaliśmy przez okno czekając na pierwszą gwiazdkę. Kiedy ją w końcu dojrzeliśmy wychodziliśmy na piękny biały ogród, wsłuchując się w chrupiący pod butami kilkudniowy puch. Kiedy po chwili wróciliśmy do domu czekała już na nas zupa rybna z własnoręcznie robionymi kluskami. To specjał naszej mamy zapożyczony od mojej babci Jadwigi, który co roku króluje na naszym stole. Cały czas pamiętam jej wspaniały smak i ten zapach, który unosił się w powietrzu, tak, że nasz pies kładł swój biały pyszczek na mojej czerwonej spódnicy. Potem tylko łypał oczami za łyżeczką, która szybko ginęła w moich ustach.
Niedługo musiał czekać na swoje rarytasy, bo jak tylko mama skończyła jeść miał już w pysku wielką kość, którą taszczył przez kolejne pół wieczoru. Starszy brat zakładał czapkę Mikołaja, by móc rozdawać prezenty i trochę się powygłupiać.
– Ola. – mówił do mnie trzymając w rekach kolorowe zawiniątko. – Zaśpiewaj piosenkę.
Zrobiłam o co prosił fałszując tak przeraźliwie, że po jednej zwrotce poddał się bez walki. Mamie przypadł do wyrecytowania wiersz, więc musiała szybko wrócić do czasów szkolnych. Wysupłała wtedy z pamięci krótkie dzieło o biedronce, któremu Mikołaj przyklasnął w obie ręce. Potem dzwonił telefon i każdy miał swoje pięć minut na rozmowę z ojcem. Jest nam trochę smutno, że nie możemy być teraz razem, ale wiemy, że nic nam nie da zbędne narzekanie. I też przyznam po latach, że nigdy z bratem nie chcieliśmy kłopotać mamy, która i tak dzielnie znosiła trudy bezwzględnej codzienności. W słuchawce słychać szum, nie wszystko da się powiedzieć. Ojciec jest obecny  ale trochę tak jakby za parawanem. Słyszysz go ale go nie widzisz, więc przytulasz się do słuchawki. Przez chwilę nawet zaczynasz wierzyć, ze jest tuz obok i gładzi cię ręką po różowym policzku. Chwila otrzeźwienia przychodzi gdy zaszczeka pies wpatrujący się w telewizor. Dojrzał tam czerwonego pana z wielka brodą, który właśnie wziął się za rozdawanie prezentów. Wokół niego piętrzą się małe dzieci, jest tez mały osiołek, który rży i otwiera szeroko paszcze. Pies powarkuje na niego, więc przeskakuje pilotem kilka kanałów dalej i każe mu iść na swoje legowisko. Mama ma dobry humor, bo mój brat rozśmiesza ja historyjkami ze studiów.
W tle tej sceny widać piękną kolorową choinkę, wystrojoną jak młoda dziewczyna na bal noworoczny .
Za oknem pada śnieg, sąsiadka widząc mnie za zasłonką kłania się nisko i macha na powitanie. Odmachuje przyjaźnie. Jej mąż Zenon właśnie wyszedł na dwór wyrzucić worek do kubła na śmieci.
Ojciec w tym czasie, daleko od domu dryfuje na głębokim morzu. Myśli o nas, to pewne, bo jak tylko może to do nas dzwoni i wspiera dobrym słowem. Jest mu ciężko i jest bardzo samotny. Ile to trzeba było włożyć trudu całej rodzinie żeby mogła ona normalnie funkcjonować, o tym. nikt nie mówi. Najbardziej dzielna była nasza mama, która musiała samotnie wychowywać dwójkę dzieci i ojciec, który pół życia spędził ns statkach, by zapewnić nam lepszy byt. Pamiętam jak w podstawówce jako jedyna w klasie nosiłam zagraniczne ciuchy, które dostałam od ojca. Mam nawet takie zdjęcie na którym przęże się w nowym t-shircie i spodenkach. Mój wyraz twarzy mówił wszystko – Tak, przyjechał mój ojciec z rejsu. Albo jak za dolary w Baltonie kupował mi Barbie firmy Mattel. Pękałam z dumy i biłam się wtedy w piersi. Czasem myślę, że jednak cena tej naszej rozłąki była zbyt wysoka i  gdybym mogła cofnąć czas –  oddałabym wszystko, by ojciec częściej bywał w domu.
Wtedy jako dziecko o tym nie myślałam. Dzielne z nas były dzieciaki, bo nie raz ryczeć się chciało, że nie możemy pogadać z ojcem fejs tu fejs tylko musimy wisieć na telefonie. Ojciec na Wigilie przyjeżdżał rzadko, bo przeważnie w tym czasie był potrzebny armatorowi.
Do dziś się zastanawiam skąd na to wszystko brała siłę nasza mama i czy nie miała czasem chęci wyrzucić na próg tego swojego starego życia, by ułożyć je sobie na nowo? Mówiąc kolokwialnie – nie pozamiatać ojcem, zamieniając go na kogoś, kto poświęciłby jej więcej uwagi i czasu. I podziwiam ją, że w takim związku wytrwała, bo wiele  kobiet mając mężów marynarzy dawno już się stoczyło (znam mnóstwo przykładów), a małżeństwa te się rozpadły. Przez pół życia ojciec wpadał do domu jak burza, by jeszcze szybciej z niego wyfrunąć. Taki miał zawód. Teraz nasuwa się jedno pytanie – czy było warto ?

Rozpędzony pociąg jechał z prędkością 200 na godzinę zatrzymując się na stacjach przez pół minuty tylko po to, by znów móc się rozpędzić. Ciemne noce spędzał w deszczu i niewygodzie, większość dni w ostrym słońcu i nadmiarze pracy. Sen krotki, płytki, nerwowy, zero odpoczynku. I tak przez wiele, wiele lat.
Natomiast gdzieś po drugiej stronie kuli ziemskiej ktoś postawił niepozorny pomnik pewnej kobiety, w jednej ręce trzymającej ciężkie wiadro, a w drugiej mala dziewczynkę. Na plecach wisi jej starszy syn. Kobieta jest bardzo zmęczona, widać, że gdzieś się spieszy. Po czole spływają jej kropelki potu, ociera je sobie rękawem.
Jej wzrok błądzi gdzieś w oczekiwanie na coś lub na kogoś. Te wyczekiwanie widać w jej oczach – w których błyszczy nadzieja. Nadzieja szybkiego powrotu ojca do domu???? Być może.
Wiadro i uwieszone dzieciaki to symbol jej poświęcenia i oddania rodzinie. Nie musiała, mogła i dała radę. Nie poddała się rozłące, pokusom, ciężkim i nudnym obowiązkom, chorobom oraz zawistnym ludziom. I do dziś jest dzielną kobietą.
Rozpędzony pociąg zajechał na Stację Szczecin Główny i do dziś tam stoi, zaraz obok przy pomniku matki z wiadrem w jednej dłoni. Oboje uśmiechają się do siebie jak starzy kumple, którzy spotkali się, by pograć w szachy.
Nie ma już pana Zenona, nie ma tez psa, zostaje jednak sentyment do matni.
Za kilka dni i ja dojadę do mojego rodzinnego miasta. Stanę wtedy  w progu mego domu, otrzepie ze śniegu buty  i ujrzę moich  poczciwych rodziców. Liczę na to, że znów spadnie śnieg ,, odpalimy dzieciom sanki,, pójdziemy zobaczyć nowy pomnik Krzysztofa Jarzyny ze Szczecina i cykniemy sobie focie na insta. Wieczorem ojciec otworzy whisky, a mama odpocznie w fotelu uśmiechając się do swoich wnucząt. Będziemy degustować, gadać, opowiadać sobie historie i cieszyć się, że znów jesteśmy razem.

Bo kobieta zuch  i szybki pociąg stoją od lat na jednej stacji. Oboje  uśmiechają się do siebie jak starszy kumple, którzy spotkali się, by pograć w szachy.

PS: Taki pomnik w Szczecinie – kobiety z wiadrem nigdy nie powstał naprawdę, jest tylko w moim sercu. Bo moja mama jest wyjątkowa i każdy kto ją zna dobrze o tym wie.

 

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *