In My Time of Dying
Jej kamienna twarz nie zdradzała żadnych emocji. Wpatrzona w jeden punkt myślała o tym co ją dzisiaj czeka. Zakupy, kolacja i pewnie prokreacja. A później jak starczy jej sił to może wskoczy do wanny i w bąbelkowej pianie zatopi wszystkie oznaki zmęczenia. Nieopodal zaś będzie stała butelka o opływowym kształcie i dwa kieliszki, gdyby jednak on zechciał do niej dołączyć. Tylko, że raczej nie ma szans na wspólne bąblowanie. Po mniej lub bardziej udanym seksie zanurzy swoje niewielkie stopy we włochate kapcie, na goły tors zarzuci lnianą koszulinę, a na kościste dupsko wsadzi gacie Calvina Kleina, za które zapłacił tyle hajsu co ona za dwa kilo dorady. I nie myśląc zbyt wiele ułoży się wygodnie jak kot w swoim fotelu by korzystając z władzy nad pilotem obejrzeć na TVNie swój ulubiony program Kropka nad i Moniki Olejnik. A kiedy się skończy, pójdzie umyć brudne talerze, które od kilku dni leżą w zlewie.
– Ala, może zużyjesz jutro te pół kilo ziemniaków, które leży już trzeci tydzień w szufladzie? – Zagaja rozmowę wychylając po chwili swój rudy łeb do łazienki, wiedząc, że ona leży tam z wchłaniającą się na twarzy maseczką z dzikich alg.
– Usmażymy sobie po jajku sadzonym i będziemy mieli obiad – kontynuuje, nie zważając na brak reakcji z jej strony.
– A na deser zjemy sobie po pieczonym jabłku – rozmarza się na myśl ciepłego owocu zanurzonego w cynamonie.
– Ty się lepiej napij, a jutro będziemy myśleć co dalej. Może nie będziemy mieli chęci na pyry i zamówimy sobie coś z tajskiej? – Odpowiada ona
Rudy nic nie mówi tylko marszczy niskie czoło na znak niezadowolenia, po czym idzie do salonu, gdzie stoi zakurzony gramofon.
-Deep Purple czy The Doors? – Krzyczy z oddali i nie czekając wcale na odpowiedź wrzuca płytę Pink Floydów
– To po co się pytasz jak i tak włączasz co innego – dopowiada sobie w myślach ona, zanurzając całą twarz w różowej wodzie.
– Można z tych ziemniaków zrobić tortille – nie daje za wygraną pojawiając się znowu w łazience. Będzie smaczniejsza niż zwykle ziemniaki.
– To jutro chłopie zrobisz. A teraz pozwól, że zostanę chwilę sama, dobrze? Ja tu chłopie k-o-n-t-e-m-p-l-u-j-e. Nie widzisz tego? A ty mi teraz dupę zawracasz jakimś obiadem. Stary wyluzuj. Ja nie wiem co będzie jutro, może go wcale nie dożyje?
– Żmije żyją długo- dodał głęboko poruszony, po czym odwrócił się na pięcie zamykając drzwi od zewnątrz.
– Sam jesteś żmija – uśmiecha się sama do siebie, ciesząc się, że w końcu dał jej chwilę spokoju. Nareszcie sama!
Jednak jej radość nie trwała długo. Muzyka, która do tej pory leciała, nagle zmieniła się w pijane, gitarowe zawodzenie, porównywalne do kociego w czasie marcowania. Do tego podgłośnił tak, że nie sposób było słyszeć myśli!
– No co za zjeb! – Wkurzyła się na dobre, sięgając po ręcznik z napisem Bałtyk.
Wiedziała, że ze spokoju nici, więc sięgnęła z szuflady małą, czarną suszarkę, ustawiając tryb błyskawiczny i gorący jak ogień .
– Tradadadadam kucikucidam, lalilu lalilo lediiiudududu ihmsn ihman ciriiiicirrii kuluram… Śpiewała tańcząc, a długi kabel od suszarki omotywał jej tęgie ciało (sekunda po sekundzie).
– Pamparampam, dadidam.
Kabel zacieśniał pierwszy krąg
– Lelilu lalilu.
Na wodzie koloru landrynki pływały dwie gumowe kaczki.
– Lepimbombimbom.
Drugi krąg. Jedna kaczka była większa od drugiej. Wyrób chiński.
– Ipppippipiii.
Trzeci krąg. Swoją drogą, co za debil wymyślił 3- metrowy przewód…
Dong… Chlust..zytt zyytt zyyt. Ratun…. Bul bul bil bul bul bul.
Była Ala, nie ma Ali. Kaczki utonęły w bąbelkach, a w tle słychać głośno puszczoną piosenkę In My Time of Dying Led Zeppelina, przy której Rudy z zerową świadomością tego co się właśnie stało, kończy myć brudne naczynia.
……………
……………
Wykrakała…