Skarby codzienności

Codziennie spaceruję po dzielnicy mojego miasta, trafiając na mniej lub bardziej znajome twarze. Dzień dobry, dzień dobry – odpowiadamy sobie w przelocie i każde z nas idzie w swoją stronę. Powoli zaczynam kochać to miejsce, w którym się budzę, zasypiam, pracuję, kocham i odpoczywam. Mam swój ryneczek, swoją bibliotekę w której robię rezerwacje na książki i albumy, park oraz las, w którym bywam codziennie z moim już jedenastomiesięcznym synem. Każdego dnia pozdrawiam koleżankę, która właśnie wychodzi z psem, macham do znajomej kwiaciarki, chronię się od wiatru, który czasami bywa tak mroźny, że aż szroni mi twarz. Tu gdzie mieszkam, jest całe spektrum ciekawych zakamarków, interesujących ludzi i  rzeczy. Wystarczy tylko się rozejrzeć i pocykać trochę zdjęć na pamiątkę. Mieszkam na obszarze zabudowanym, pełnym niskich i wysokich bloków, bloczków oraz domków. Jeśli zatęskni mi się typowa blokownia, szukam takiej aranżacji, która kojarzy mi się z moim dzieciństwem i miejscem w którym kiedyś żyłam. A gdy zechcę powrócić do zabudowy niskiej i wszelkiego rodzaju klimatycznych domków, wracam na moje kameralne osiedle – gdzie włączam na luz i zaczynam się powoli toczyć 🙂

Niżej kilka ciekawych ujęć z ostatniego piątkowego spaceru.

Jeśli się przyjrzycie uważnie, pozdrowi Was z drzewa pięknie wyrzeźbiony ludek, zachwyci Was bogato ukwiecony i zarośliniony balkon, na wejściu ulicy przywita was kontener pełen zgniłych liści, no i smaczek na końcu – zwróci na siebie uwagę kukurydza ozdobna na jednej z osiedlowych jaskółek. Dodatkowo, jako ciekawostka – wieczorne spacery umila mi podświetlana Maryjka.

Czy wiecie jaka to dzielnica? I jakie to jest miasto?

Cyklantera

wygląda jak papryka, smakuje jak ogórek, pnie się jak winogrona. To nic innego jak cyklantera – wynalazek mojej matuli. Surowa może nie zyskać wielbicieli, ale jak się ją posoli, popieprzy, wrzuci na patelkę to nabiera mocy i całkiem fajnie smakuje.

Cyklantera kojarzy mi się z beztroskimi wakacjami nad jeziorem u rodziców. Zdjęcia mają dla mnie wartość sentymentalną, gdyż osobiście miałam przyjemność zrywać te ( a jakże! ) ciekawe warzywo i delektować się nim po przygotowaniu przez moją ukochaną mamę.